Jestem długodystansowcem
Wywiad przeprowadzony przez redaktora telewizji Obiektyw, Grzegorza Miszczaka, koncentrował się na wielkiej pasji prof. dr hab. Grzegorza Przebindy, rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie, czyli na bieganiu i maratonach.
Profesor Przebinda codziennie rano biega po uliczkach Krosna, po przysiółkach, robiąc minimum dystans dziesięciu kilometrów (jak zresztą zauważył, w Krośnie jest gdzie biegać, ale trudniej byłoby znaleźć dłuższe trasy, na przykład dwudziestokilometrowe). Lubi biegać rano, bo jest to czas nie tylko treningu fizycznego, ale też duchowego, czas na przemyślenia, który potem procentuje podczas pracy. Zachęcając innych do biegania podkreśla, że świat jest piękny również między szóstą a siódmą rano, zwłaszcza latem, gdy kwitną kwiaty na łąkach.
„Każdy może biegać – mówi rektor krośnieńskiej uczelni – trzeba tylko zacząć biegać wolno, nie spieszyć się, trzeba przełamać wstyd, a biegać naprawdę warto. Mam bardzo pozytywny stosunek do sportu, szczególnie amatorskiego, długo grałem w piłkę nożną, jeździłem na rowerze, a w pewnym momencie zdecydowałem, że zacznę biegać i na pięćdziesiąte urodziny przebiegnę maraton”.
Jest to w jakimś sensie sposób na życie. By biegać dwa – trzy maratony w roku, w pięknych miastach, wśród pięknych krajobrazów, trzeba się odpowiednio przygotować, biegać codziennie, co czasem, przy innych obowiązkach, jest prawdziwym wyzwaniem. Do przebiegnięcia maratonu trzeba cierpliwości, to sport dla długodystansowców, którzy zawsze, gdy trenują, są ludźmi samotnymi. Nie chodzi oczywiście o samotność w życiu, wręcz przeciwnie, obecność osób bliskich na trasie jest bardzo ważna, razem z Profesorem Przebindą na maratony jeździ jego żona, pani Leokadia Styrcz-Przebinda, która go dopinguje, w Petersburgu wspierała go też córka Aneta. Choć czasem trudno patrzeć na wyczerpanych biegaczy, profesor Przebinda uspokaja: „Jestem biegaczem rozsądnym, potrafię się zatrzymać, napić się wody”. Ważne jest to, żeby maraton ukończyć, dobiec do ostatniego metra. Są osoby, które zaczynają maraton za szybko i potem padają na ostatnim odcinku. Początek maratonu jest łatwy, to koniec jest trudny.
„Mam nagrane swoje finisze – mówi Profesor Przebinda – i widać, że na kilku maratonach ostro finiszuję, co oznacza, że biegłem ostrożnie. Biegam maratony w granicach 3,30. Długo moim rekordem życiowym był wynik 3,29 z pierwszego maratonu, w Krakowie, do którego mnie zresztą bardzo dobrze, rozsądnie przygotował krośnianin, pracownik naszej uczelni, pan Andrzej Zatorski. Wierzył we mnie. Wtedy trenowałem bardzo intensywnie, sześć razy w tygodniu, pod okiem cierpliwego, mądrego trenera. Długo nie mogłem tego wyniku poprawić, udało mi się dopiero po dwóch latach, w Paryżu, na 3.25, a potem pojechałem, chory zresztą, do Moskwy i osiągnąłem 3.23. Ale wyniki nie są dla mnie najważniejsze, przyjemnością jest pomyśleć, że pojedzie się na przykład do Sewilli, czy do innego pięknego miasta. Moim marzeniem jest przebiegnięcie maratonu po zamarzniętym jeziorze Bajkał”.
Maraton to filozofia życia. To nie tylko ten konkretny bieg. To wiąże się z logistyką, wyjazdem, przygotowaniem, niekiedy tygodniowo trzeba przebiec osiemdziesiąt–dziewięćdziesiąt kilometrów. Wyjazdy na maratony to też pewna forma turystyki, poznaje się nowe miejsca, wyjeżdża się za granicę, trzeba zarezerwować noclegi, poznać miasto, bardzo przydaje się znajomość języków.
„Mam w tej dziedzinie jednak dużo pokory – podkreśla Grzegorz Przebinda – nie chciałbym nikomu sugerować, by biegał tak, jak ja, sam się czasami dziwię, że w ciągu czterech lat przebiegłem dziesięć tysięcy kilometrów. Bardzo cieszę się natomiast, że taką popularność i zainteresowanie zyskał Bieg Sokoła, poświęcony zmarłemu tragicznie pracownikowi naszej uczelni, Stanisławowi Rabiaszowi, że tyle osób przebiegło ten dystans. Chciałbym jednak powiedzieć, że biegać i uprawiać sport mogą nie tylko osoby zajmujące się tym zawodowo. Dla każdego może to być sposób na życie. Gdy zobaczycie, że biegam, dołączcie do mnie, zapraszam!”.