Gazeta Wyborcza nr 293, wydanie z dnia 16/12/2006 ŚWIĄTECZNA, str. 30

Watykan za bardzo chciał dopomóc polskiemu papieżowi w “zdobyciu” Rosji, a Cerkiew ustawiała zasieki, aby tam nie wjechał

Gdy Karol Wojtyła został papieżem, paryska “Kultura” napisała, iż wybór Kościoła obudził ogromne nadzieje u chrześcijan nie tylko w Polsce, ale w całym bloku wschodnim. Obok zamieszczono gratulacje od Rosjan na emigracji – Gorbaniewskiej, Maksimowa, Bukowskiego. A zaraz potem, również w “Kulturze”, radował się z wyboru Sołżenicyn. Mówił o duchowej łączności prawosławnych Rosjan z katolikami Europy Wschodniej. Dodawał, że nowy papież – “z niezłomnej duchowo Polski” – może przywrócić poczucie sensu życia także mieszkańcom Zachodu. Sam też pamiętam rozmowy, jakie toczyłem w latach osiemdziesiątych w Paryżu i Monachium z emigrantami z ZSRR – właśnie z Maksimowem i Gorbaniewską, z Iriną Iłowajską-Alberti, z ojcem Kiriłłem Fotijewem, duchownym i teologiem prawosławnym. Wszyscy wyrażali się o polskim papieżu z atencją, wspominali rozmowy, z dumą pokazywali fotografie. I byli przekonani, że nowy pontyfikat przyczyni się nie tylko do wzmocnienia chrześcijaństwa na Wschodzie i Zachodzie, lecz również zwróci oczy świata na los prawosławnych w Związku Radzieckim.
A i w samym ZSRR tuż po wyborze Wojtyły radość objawiało wielu przedstawicieli inteligencji. Jelena Twierdisłowa – tłumaczka Jana Pawła II na rosyjski i autorka książki o nim – twierdzi nawet, że narodowość “Polak” stała się wówczas w elitach swoistą figurą metaforyczną, kryterium niezależności i godności człowieka. Władimir Wysocki – bard niezwykle popularny wówczas i w Polsce – mógł zaśpiewać: “A myśmy im Papieża podrzucili… Jednego z naszych, Polaka, Słowianina”.

Groźny Polak na Watykanie

Dziś już mało kto o tym pamięta. Liczni antyekumeniści – przede wszystkim w Federacji Rosyjskiej, ale również na Ukrainie – chcieliby teraz zafałszować przeszłość i unieważnić tamtą radość. Oto Konstantin Kryłow – publicysta pisma o nazwie “Specnaz Rosji” – powiada, że Wysocki w przywołanym wyżej kuplecie wykazał się “skrajną historyczną lekkomyślnością”. A już przecież wtedy trzeba było widzieć śmiertelne niebezpieczeństwo dla Rosji i prawosławia. Oczywiście nikt z nacjonalistycznej frakcji nie przywoła tych słów i działań papieża, dzięki którym łacińska Europa – jeszcze w mrocznej epoce Breżniewa – po raz pierwszy usłyszała o doli prawosławnych w ZSRR… Kryłow opowiada ze śmiertelną powagą, jak to Jan Paweł II podczas swych podróży apostolskich po świecie wykonywał skutecznie – “nie bez pomocy swej świty, oczywiście” – funkcje wywiadowcze, “błogosławił katolicką agenturę, zbierał potrzebne informacje”. I, o dziwo, takie “tezy” nie brzmią wcale niedorzecznie w sporych kręgach wyznawców “rosyjskiej idei”. Papież jest tu postrzegany przede wszystkim jako Polak, który kierował instytucją zachodnią, a więc zdecydowanie wrogą Rosji. Wietrząc wszędzie “polską intrygę”, ideolodzy i publicyści Wielkiej Rosji są często wspierani przez dygnitarzy Patriarchatu Moskiewskiego, choćby metropolitę Cyryla Gundiajewa. W listopadzie 2005 r. mówił on w państwowej telewizji “Rossija”, że Polacy podczas wielkiej smuty początku XVII wieku uczynili Rosji więcej szkód niż Niemcy z Hitlerem z połowie XX stulecia.

Rosja przyjazna papieżowi

Jednak na przełomie XX i XXI wieku papież miał też w Rosji przyjaciół i sympatyków. Gdy w maju 2000 r. obchodził 80. urodziny, informowały o tym życzliwie nieomal wszystkie poważne media. Oleg Szewcow w dzienniku “Komsomolskaja Prawda” podkreślał, iż polski pontyfikat przyczynił się do “zburzenia muru berlińskiego i odrodzenia chrześcijaństwa i demokratycznych ideałów w Europie Wschodniej”. Jurij Kowalenko w dzienniku “Nowyje Izwiestia” wspominał o sympatii Jana Pawła II do prawosławia i Słowian. Innymi tropami szedł Siergiej Byczkow w dzienniku “Moskowskij Komsomolec”. Najpierw podkreślał zasługi Jana Pawła II w dziele porządkowania Kościoła katolickiego w okresie jego zamętu na łacińskim Zachodzie. Wojtyła okazał się tu na szczęście “bardziej papieżem niż Polakiem”. A dwie główne zdaniem Byczkowa przyczyny impasu w stosunkach Rzym – Moskwa w ostatnim dziesięcioleciu pontyfikatu to konflikt między grekokatolikami a prawosławnymi na Ukrainie Zachodniej i antykatolickie “knowania” Cyryla Gundiajewa. Ten wspominany już wyżej metropolita smoleński i kaliningradzki miał uniemożliwić w 1997 r. spotkanie między papieżem a patriarchą moskiewskim w Wiedniu.
Już po śmierci Jana Pawła II wypowiadali się bardzo pozytywnie o jego osobie i dokonaniach ci Rosjanie, którzy zetknęli się z nim osobiście, a w okresie pontyfikatu wywierali wpływ na politykę kraju. Michaił Gorbaczow w wywiadzie dla moskiewskiej “Nowej Gaziety” nazwał papieża “humanistą numer jeden”. Dodawał, że papież, “odnosząc się bardzo ciepło do Rosji, rosyjskiej kultury i samych Rosjan” i “powtarzając znamienitą frazę o Europie oddychającej oboma płucami”, “marzył o pielgrzymce do naszego kraju”. Z kolei Sołżenicyn mówił, iż zmarły papież “był wielkim człowiekiem”, “miał wpływ na cały bieg historii świata”, “znakomicie się wyróżniał w całym wielowiekowym szeregu papieży”, jego “niestrudzone pielgrzymki po całym świecie dostarczały ciepła chrześcijaństwa każdemu”.

Putin – “miał zaprosić, nie zaprosił”

Władimir Putin w telegramie kondolencyjnym napisał o papieżu jako o “wybitnym działaczu współczesności”, który zasłużenie cieszył się “miłością katolików całego świata” i “szacunkiem ludzi różnych wyznań i narodowości”. Warto przypomnieć, że prezydent Rosji mówił pozytywnie o Janie Pawle II parę lat wcześniej, w przeddzień swej jedynej wizyty w Polsce w lutym 2002 r. w wywiadzie przeprowadzonym na Kremlu przez Adama Michnika. Na konstatację i pytanie: “Papież Jan Paweł II, Polak, bardzo chciałby przyjechać do Moskwy. Czy to marzenie się spełni, zależy też od Pana” Putin odpowiadał: “W stosunkach między Rosją a Watykanem nie ma żadnych problemów. W każdej chwili gotów jestem zaprosić Papieża. Ale on sam – jeśli ma już jechać do Moskwy – chce, żeby to była wizyta pełnowartościowa, co oznacza nawiązanie pełnych stosunków z Rosyjską Cerkwią Prawosławną”. “Czy wierzy Pan – pytał Michnik – że za Pańskiej kadencji Rosja powita polskiego Papieża?”. I odpowiedź: “Tak, i to jest miła nadzieja. Powtórzę: to rodzi nawet jakieś poczucie dumy”.
Putin miał słuszność, gdy twierdził, że Jan Paweł II zdecyduje się na przyjazd na rosyjską ziemię dopiero po zaproszeniu wystosowanym przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną. Prezydent Rosji dobrze też wyczuwał na samym początku 2002 roku, jeszcze przed ustanowieniem diecezji katolickich w Federacji Rosyjskiej, sprzyjającą dla papieża atmosferę. Ale mylił się gruntownie, gdy twierdził, że Jan Paweł II nie oczekiwał zaproszenia od niego jako prezydenta Federacji Rosyjskiej, uważając je za “niepełnowartościowe”… A jednak oczekiwał… Przywołam na dowód fragment rozmowy z Janem Pawłem II, jaką sam odbyłem w Castel Gandolfo latem 2000 roku, czyli w dwa miesiące po audiencji dla Putina w Watykanie. Papież wspomniał polityków radzieckich i rosyjskich, którzy go odwiedzali za Spiżową Bramą – Gorbaczowa, Jelcyna, wcześniej Gromykę. O Putinie mówił z wielkim rozczarowaniem: “Opowiada teraz, że mnie zaprosił, a nie zaprosił”. Wcześniej mówiłem do Jana Pawła II o sympatii, jaką cieszy się on wśród znacznej liczby Rosjan. Papież odpowiadał: “Ale Pan się obraca w specyficznym środowisku. Z rosyjską Cerkwią jest trudno, to nie to co rumuńska”… No tak, dziś wiemy, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna rzeczywiście nie wpuściła papieża do Moskwy ani w XX, ani w XXI wieku. Niemniej jednak cieszył się on w Rosji sympatią nie tylko tego “specyficznego środowiska”, lecz również zwyczajnych ludzi z ulicy. Świadczą o tym dobitnie wyniki “papieskich ankiet” przeprowadzanych w latach 2001-05 w Federacji Rosyjskiej przez poważne ośrodki badania opinii publicznej.

Hipotetyczna pielgrzymka

Efekty sondaży można odnaleźć na stronie Centrum Jurija Lewady. Pierwsza ankieta “Hipotetyczna pielgrzymka Jana Pawła II do Rosji” została przeprowadzona 27 czerwca 2001 r. wśród 1600 obywateli w 33 regionach Federacji Rosyjskiej. 49 procent ankietowanych określiło się tu jako “prawosławni”, 13 – jako “katolicy, protestanci, inne chrześcijańskie wyznania”, 6 procent jako “muzułmanie”, 24 procent – jako “niewierzący”. Na pytanie: “Jesteś za czy przeciw zbliżeniu między prawosławną Cerkwią a Kościołem katolickim” pozytywnie odpowiedziało 35 procent ankietowanych, negatywnie – 29, a nie miało zdania – 36 procent. Jeszcze lepiej wyglądała reakcja na pytanie: “Jak odniósłbyś się do wizyty Jana Pawła II w Rosji”. Tu za było aż 61 procent, a przeciw – tylko 17. Jednak ten optymizm został nieco osłabiony reakcją sondowanych na pytanie trzecie: “Jeżeli Rosyjska Cerkiew Prawosławna będzie się sprzeciwiać wizycie Jana Pawła II w Rosji, to czy sądzisz, że prezydent albo rząd mimo wszystko powinni zaprosić papieża do Rosji?”. “Tak” odpowiedziało tu tylko 32 procent ankietowanych, podczas gdy “nie” – aż 45.
Drugą ankietę przeprowadzono w lipcu 2001 r., zaraz po pielgrzymce Jana Pawła II na Ukrainę. Ciekawe, że większość Rosjan – także ci, którzy określili się podczas sondażu jako “prawosławni” – wcale nie miała za złe papieżowi wyprawy do Kijowa i Lwowa. Świadczy o tym wymownie wynik sondażu, podczas którego odpowiadano “tak” lub “nie” na pytanie, czy Jan Paweł II powinien w konsekwencji przyjechać też do Rosji. 61 procent byłoby zadowolonych z takiej wizyty, a przeciw wystąpiło tylko 29. Gdyby jednak Rosyjska Cerkiew Prawosławna sprzeciwiała się papieskiej pielgrzymce, to grono jej zwolenników zmniejszało się do 31, a grono przeciwników zwiększało do 43 procent.
Ostatni “papieski” sondaż został przeprowadzony w kwietniu 2005 r., zaraz po śmierci Jana Pawła II. 40 procent ankietowanych twierdziło, iż na wieść o śmierci papieża doświadczyło “uczucia smutku i żalu”, podczas gdy 52 procent nie doznało takich uczuć. Dla 40 procent zmarły papież był tylko “przywódcą Kościoła katolickiego”, ale już 49 procent uznało go za “jednego ze światowych liderów współczesności, moralny autorytet dla wielu ludzi różnych krajów i wyznań”. W kwietniu 2005 r. dla 32 procent ankietowanych stosunki między Kościołem prawosławnym a Kościołem katolickim były “wystarczająco bliskie i przyjazne”, podczas gdy w opinii 45 procent oba Kościoły “powinny zbliżyć się bardziej”. Wnioski z papieskich ankiet Obywatele Federacji Rosyjskiej bez wątpienia bardzo szanowali polskiego papieża. Dlatego aż 40 procent z nich – przy tylu tragediach, jakie kraj przeżywał w ostatnim dziesięcioleciu – odczuło po śmierci Jana Pawła II “smutek i żal”. A jeszcze większa część (aż 49 procent) uznała papieża za “jednego ze światowych liderów współczesności, moralny autorytet dla wielu ludzi różnych krajów i wyznań”. Ankietowani w Rosji przejawiali silną wolę porozumienia z katolikami. Świadczą o tym odpowiedzi na pytanie o stosunki między oboma Kościołami. W sumie aż 77 procent wypowiedziało się za przyjaźnią i zbliżeniem między Kościołem Wschodnim a Zachodnim. Niewielka antyekumeniczna nisza w Rosji – podkreślmy, że tylko 6 procent mówiło o obu Kościołach, “że zbliżyły się za bardzo” – powiększa się znacznie wtedy, gdy jest wzmacniana przez patriarchę. On i inni hierarchowie Cerkwi mają przemożny wpływ na ocenę zjawisk z zakresu stosunków prawosławie – katolicyzm.
Konsekwentnie wszystkie zewnętrzne czynniki, które wzmacniały negatywne nastawienie Patriarchatu Moskiewskiego do łacińskiego Rzymu, miały też niemal bezpośredni wpływ na zmniejszające się poparcie Rosjan dla katolików i papieża. Jestem przekonany, że gdyby w lutym 2002 r. przeprowadzono ankietę na temat ustanowienia katolickich diecezji w Federacji Rosyjskiej, to większa część ankietowanych wyraziłaby dezaprobatę dla tej decyzji Watykanu. A to automatycznie zmniejszałoby również sympatię dla polskiego papieża i osłabiało wolę przywitania go w Rosji przez jej wierzących i niewierzących obywateli.
Ale, co warto dobitnie podkreślić, w okresie 2001 r. systematycznie wzrastała w Rosji akceptacja dla idei zbliżenia obu Kościołów. W czerwcu 2001 r. zwolenników przyjaznych kontaktów było 31 procent, a w kwietniu 2005 r. już 45, którzy na dodatek wyrażali swą opinię bardzo zdecydowanie.

O przeszkodach – problem unicki

Dziś już chyba zapomniano, że pielgrzymka Jana Pawła II do Rosji była najbliższa realizacji w 1988 r. podczas milenium chrztu Rusi Kijowskiej. Ale do wizyty nie doszło, gdyż Rosyjska Cerkiew Prawosławna żądała od Jana Pawła II milczenia w kwestii unickiej. Papież odpowiadał, że wizyta “zawsze musi odbyć się w prawdzie”, a on sam jest zobowiązany do wierności Kościołowi greckokatolickiemu, który “przez pokolenia, przez wieki, był wierny Stolicy Apostolskiej, biskupowi Rzymu”. Jak widać, dialogowi Jana Pawła II z prawosławną Moskwą już u schyłku ZSRR przeszkadzało przede wszystkim to, że papież bronił wytrwale Kościoła greckokatolickiego. Ukraińscy unici ze swej strony – po okresie heroicznego i męczeńskiego trwania w podziemiu w czasach Stalina, Chruszczowa i Breżniewa – w epoce Gorbaczowa chcieli już istnieć legalnie. Ciekawie się czyta dzisiaj opublikowany 11 czerwca 1989 r. w tygodniku “Moskowskije Nowosti” artykuł Modlitwa na ulicy Gorkiego o grekokatolikach ze Lwowa i okolic, którzy przybyli tłumnie do Moskwy, aby zorganizować tam nabożeństwa katolickie w rycie greckim i domagać się oficjalnego uznania przez państwo. Niebawem zarejestrowano na ziemi lwowskiej dwieście parafii unickich, a w samym Lwowie miała miejsce pierwsza od 1945 r. legalna liturgia greckokatolicka.
Tymczasem stosunki między Watykanem a Patriarchatem Moskiewskim ulegały za Gorbaczowa ciągłemu pogorszeniu. Rosyjska Cerkiew Prawosławna była przeciwna legalizacji struktur unickich, a na samej Ukrainie Zachodniej dochodziło do gorszących akcji odwetowych. Unici odbierali przemocą świątynie prawosławnym, motywując to chęcią przywrócenia stanu sprzed 1946 r. Mimo że ani Watykan, ani papież nie mieli oczywiście nic wspólnego z podobnymi akcjami, to jednak Moskwa upatrywała właśnie w Rzymie i jego polskim przywódcy współwinowajców zdarzeń.

Diecezje katolickie w Rosji

W 15. rocznicę pontyfikatu (16 października 1993 r.) papież przyjął na audiencji Sołżenicyna. Polak z Rosjaninem rozmawiali m.in. o stosunkach Kościoła katolickiego z prawosławiem. Autor Archipelagu Gułag zarzucił w rozmowie Kościołowi katolickiemu, że przez stulecia patrzył on na prawosławie jak na gorszą religię, a po upadku ZSRR dokonuje ekspansji na tereny Rosji. Papież z kolei przypomniał Sołżenicynowi, że w Federacji Rosyjskich żyją też katolicy – Polacy, Litwini, Ukraińcy i Niemcy – którym Rzym musi przecież zapewnić opiekę.
Problem misji katolickiej w Rosji pojawił się szczególnie ostro po 13 kwietnia 1991 r., gdy Watykan ustanowił – jeszcze w schyłkowym ZSRR – trzy administratury apostolskie. Miały one sprawować duchową i administracyjną pieczę nad rzymskimi katolikami europejskiej części Rosji, Syberii i Kazachstanu. Papież wyrażał wówczas ogromny optymizm, mówiąc w Warszawie w 1991 r.: “Chcemy, ażeby inicjatywa Stolicy Apostolskiej, którą czasem określano jako inicjatywę błyskawiczną, wyrażając przy tym pewien niepokój, że tak szybko ta inicjatywa się zrealizowała, mogła się urzeczywistniać w duchu dialogu i współpracy ekumenicznej”.
Jakże ułudne były to nadzieje… Cerkiew w Rosji uznała tę “błyskawiczną inicjatywę” Watykanu za naruszenie swej przestrzeni kanonicznej mające na celu odciągnięcie wiernych od prawosławia. A w jedenaście lat po erygowaniu “administratur” Watykan doszedł niestety do wniosku, że nadeszła właściwa pora na przekształcenie ich w “diecezje”. Ten zbyt pospieszny akt popsuł ostatecznie stosunki Watykan – Rosja na cały dalszy okres pontyfikatu. Dziś widać, że w tym konflikcie ścierały się ze sobą dwie różne racje i wrażliwości. Stolica Apostolska po upadku komunizmu zyskała po raz pierwszy w dziejach możliwość otoczenia opieką wszystkich katolików zamieszkujących historyczne terytorium rosyjskiego prawosławia. Ale widzimy, że nie tylko hierarchia Patriarchatu Moskiewskiego, lecz również wybitni intelektualiści Rosji – nawet tak przyjaźni papieżowi jak Sołżenicyn – uznali podobne posunięcia za próbę odciągnięcia wiernych od Cerkwi.

Spór o jagiellońską przeszłość

Gdy papież pochwalił “błyskawiczną decyzję” Watykanu w sprawie ustanowienia w ZSRR administratur apostolskich, dodawał, że Polacy powinni się też ucieszyć z odzyskiwania wolności przez Ukraińców i Białorusinów. Odwoływał się tu do historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów i polemizował z Sołżenicynem: “Wiemy, na ile przez stulecia obszary [ukraińsko-białoruskie] były nie przedmiotem, jak napisał w jakiejś broszurce Sołżenicyn, kolonizacji polskiej, ale były terenem wspólnego państwa, wspólnej Rzeczypospolitej. Commonwealth polsko-litewsko-ruski. Te narody dążą do swojej autonomii, do swojego samostanowienia, swojej własnej podmiotowości, także politycznej. (…) Cieszymy się z tego rozwoju, z tego dojrzewania sąsiadów na wschodzie”.
Odnosząc się do “broszury” Sołżenicyna, papież mógł mieć na myśli jego tekst ze zbioru Spod ruin (1974). Pisarz mówił tam, że w minionych stuleciach silna i pewna siebie Polska podbijała i uciskała Ruś i Rosję. Pisał w tym kontekście o systematycznym włączaniu do Polski między XIV a XVI stuleciem Rusi Halickiej, Podola, Podlasia, Wołynia i w ogóle całej Ukrainy, krytycznie odnosił się do unii brzeskiej. Ale szczególnie chodziło mu o okres smuty: “Polacy błyskawicznie omal nie pozbawili nas narodowej niezależności, ogrom tego niebezpieczeństwa nie był dla nas słabszy niż najazd tatarski, albowiem Polacy zagrażali również prawosławiu. (…) Uważali się za wybrany boży naród, bastion chrześcijaństwa, którego zadaniem było jego rozpowszechnienie na półpogańskich prawosławnych, na dziką Moskowię”.
Wyraźnie widać w obu wypowiedziach fundamentalną różnicę w ocenie dawnych wspólnych dziejów polsko-rosyjsko-ukraińskich. Papież widział tu, szczególnie w okresie po unii lubelskiej 1569 r., “>>Commonwealth<< polsko-litewsko-ruski” stawiający zarazem tamę moskiewskiej ekspansji na te tereny. Sołżenicyn zaś odnajdywał w tym samym okresie dowody na polski ekspansjonizm wobec Rosji i Ukrainy (które utożsamiał), łacińskie lekceważenie prawosławia i chęć nawrócenia Moskwy na katolicyzm… W historii rzeczywiście wiele było z tego, co Sołżenicyn opisywał, chociaż dziś wyraźnie widzimy, że w jego wizji Europy Wschodniej nie było miejsca na niepodległość ani Ukrainy, ani Białorusi. Z kolei Jan Paweł II w swej dobroci zanadto idealizował jagiellońskie dzieje, ów “Commonwealth”, o którym mówił, oczywiście nigdy nie istniał… Ale papież miał całkowitą rację, gdy w 1991 r. opowiadał się głośno za białoruskim i ukraińskim dążeniem do niepodległości. Wyraził to jeszcze dobitniej w czerwcu 2001 r. podczas pielgrzymki do Kijowa i Lwowa, gdzie uczynił naprawdę bardzo wiele dla wzmocnienia narodowej i europejskiej świadomości Ukraińców, które potem objawi się w pełnej krasie na Majdanie.
Tymczasem w Rosji podobne działania zaczęto postrzegać jako wyraz nowego aliansu papieskiego Rzymu z polskim ekspansjonizmem mającym swe korzenie jeszcze w epoce Jagiellonów. Te stare strachy nadal niestety żyją w Moskwie. A przecież po uznaniu religijnej, kulturowej i politycznej niezależności narodu ukraińskiego i białoruskiego znika też najważniejszy fundament odwiecznego sporu Polski z Rosją. Polska wcale dziś nie chce – jak się obawiał ongiś Fiodor Dostojewski, a teraz po pomarańczowej rewolucji wielu Rosjan – stanąć na miejscu Rosji w świecie słowiańskim.

Trudne wczoraj, jakie jutro?

Główne przeszkody w spotkaniu Jana Pawła II z Rosją były, jak widać, solidnie zakorzenione w historii, szczególnie w dziejach Europy Wschodniej i w tutejszych konfliktach prawosławia z katolicyzmem. I nie było takiej mocy, która mogłaby unieważnić te zaszłości już za pontyfikatu Polaka. Tym bardziej że doszły do głosu również czynniki geopolityczne – rozpad ZSRR, wejście Polski i krajów bałtyckich do Unii Europejskiej, europejskie aspiracje Ukrainy. Inna sprawa, czy akurat wszystko, co konfliktowe w dziedzinie religijnej, musiało się przejawiać aż tak bardzo ostro? Czy ukraińscy grekokatolicy musieli siłą odbierać prawosławnym swe dawne świątynie? Czy Rosyjska Cerkiew Prawosławna już w nowych czasach musiała tak dobitnie podkreślać “nielegalność” Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego i występować niezłomnie przeciwko autokefalii prawosławnej na Ukrainie? Czy ta sama Cerkiew w okresie po 1991 r. powinna zawierać tak ścisły sojusz z władzą i odwracać się plecami do zachodniego katolicyzmu? Czy kuria watykańska i hierarchowie katoliccy w Rosji – skądinąd słusznie broniąc praw swoich wiernych w Moskwie, Nowosybirsku, Irkucku – musieli tak mocno napierać na utworzenie diecezji w Federacji Rosyjskiej? To pytania z gruntu retoryczne – chyba tylko jakiś spóźniony heglista mógłby odpowiedzieć na nie twierdząco.
Mam nieodparte wrażenie, że jedna strona za bardzo chciała dopomóc papieżowi w “zdobyciu Kremla”, a druga ustawiała zasieki, aby tam nie wjechał. Tymczasem nie o to chodziło, papież Kremla zdobywać nie pragnął. A i tak wbrew nieprzyjaciołom i mało wrażliwym na prawosławie zwolennikom osiągnął w dialogu z chrześcijańskim Wschodem – a z Rosją i Ukrainą w szczególności – naprawdę bardzo wiele. I właśnie ta część jego dziedzictwa winna być fundamentem dialogu Rzymu z Moskwą już za pontyfikatu Benedykta XVI. To rzecz zasługująca na solidne studia, które – mam nadzieję – będą teraz prowadzone w Polsce przy poparciu znających się na rzeczy naszych przyjaciół w Rosji i na Ukrainie. Ludzka pamięć historyczna jest niestety w całej Europie bardzo krótka. Niedawno dowiódł tego znany włoski publicysta Sergio Romano, który 27 listopada 2000 r. na łamach “Corriere della Sera” napisał, że Jan Paweł II popsuł stosunki z prawosławiem i Rosją i Benedykt XVI będzie musiał wszystko po nim poprawiać… Nie trzeba dodawać, że takie fałszywe głosy radują dusze nacjonalistów w Rosji, dla których “ekumenizm” ogranicza się tylko do pragnienia restauracji Związku Radzieckiego.

GRZEGORZ PRZEBINDA *